Uncategorized

#Wielki Piątek: O prawdziwym szczęściu

HISTORIA ZBYSZKA

Był piątek. Zwykły piątek. Pracowałem wtedy z trzema rosłymi mężczyznami (średnia wagowa ok. 120 kg). W czasie śniadania chłopaki spożywali zazwyczaj duże porcje. Ja wyciągnąłem swoje „postne” kanapki z serem, ogórkiem i sałatą. Zasiedliśmy do posiłku. Koledzy nie byli wierzący, więc w ich zestawie królowała wędlina, kiełbasa i inne mięsne specjały…


W pewnym momencie zaczęli rozmowę na temat mojego postnego śniadania. Znali mnie jako osobę o wartościach chrześcijańskich. Tym bardziej więc z zaangażowaniem i prześmiewczo wymieniali uwagi, mówiąc, że żaden ksiądz, czy tradycja nie będzie dla nich wyznacznikiem, co mają jeść w piątek, a czego nie. Po tym komentarzu jeszcze bardziej ochoczo zagryźli pętko kiełbasy, dodając, że w Wielki Piątek na pewno będą „ucztować” mięśnie.

Ich postawa względem innych często była bardzo agresywna. Mimo odczuwanego lęku powiedziałem im, że nie robię tego dlatego, że ktoś mi każe lub tak wypada. Bardzo się tym zdziwili, więc zaczęli mnie dopytywać: „To dlaczego pościsz? Po co Ci to?” Przemówiłem do nich łagodnie lecz stanowczo: „Robię to dlatego, że w ten dzień ktoś z miłości do mnie oddał swoje życie„. Zapadła wymowna cisza.


W następny piątek, wyjmuję jak zwykle swoje postne jedzenie i ze zdziwieniem spoglądam na porcje chłopaków. Dwóch spośród trzech moich znajomych wyciąga serki, jogurty, kanapki z żółtym serem… Nie komentowałem tego, lecz w duchu wielbiłem Boga za to, co widziałem i jak jest cudowny.

HISTORIA MONI

Był taki czas w moim życiu, kiedy czułam się bardzo samotna. Miałam wrażenie, że nie potrafię ucieszyć się w pełni tym, co mam. Brakowało mi bliskiej relacji; kogoś, z kim mogłabym snuć plany i marzenia na przyszłość. Przypomniało mi się wtedy, że istnieje modlitwa o nazwie: „Tajemnica szczęścia”, którą kiedyś otrzymała św. Brygida. Tytuł trafiał w samo sedno. Ostatnie co mogłabym w tym czasie o sobie powiedzieć to to, że czułam się szczęśliwa. Odnalazłam tekst tej modlitwy i zaczęłam ją praktykować.

Na początku mocno mnie zdziwiło, bo całą jej treść stanowiły rozważania zniewag i boleści, które wycierpiał Jezus w okresie poprzedzającym Mękę Krzyża. 15 modlitw odmawianych codziennie przez cały rok. Liczba nie bez znaczenia, ponieważ w objawieniach św. Brygidy Jezus chciał, aby w ten sposób uczcić 5480 Jego ran, które otrzymał przed śmiercią.

Mój ówczesny kierownik duchowy mocno śmiał się ze mnie 🙂 Słusznie wyczuwał, że nie tak wyobrażałam sobie modlitwę o moje szczęście. Wiedział też, że Droga Krzyżowa nie należała do moich „ulubionych” modlitw. Mimo wszystko kontynuowałam te rozważania przez rok, a ich treści okazały się dla mnie bardzo przemieniające. Stopniowo odrywały mnie od siebie i wyrabiały coraz większą wrażliwość na to, co dokonało się na Golgocie w odniesieniu do mojego życia.

W pewnym momencie odmawiania tych tajemnic uświadomiłam sobie, że od dawna nie pamiętam, bym miała w życiu czas takiego pokoju w sercu i tak ogromnej radości. Cieszyły mnie rozpoczynające się poranki i kończące dni, spotkania z przyjaciółmi i przypadkowo napotkanymi ludźmi, zaplanowana praca i chwile, kiedy niespodziewanie trzeba było coś zrobić „na już”. Pamiętam wdzięczność z samotnego spaceru w iście mroźny, choć słoneczny dzień; wspominam napełniające mnie do syta Msze Święte, wartościowe filmy i książki oraz radość z poznawania tego, co nowe: na studiach, od osób trzecich czy podczas gry na instrumencie.

Z jakiegoś powodu zaczynałam mieć coraz więcej chęci na „życie w pełni”. Skupienie na Jezusie cierpiącym uwalniało mnie od siebie i czyniło szczęśliwszą. „Tajemnica szczęścia” pozostała dla mnie jednym z najgłębszych doświadczeń przemieniającej mocy modlitwy.